Amber Gold i piramidy finansowe część Iczęść II
  Tweet   Blogi Polityczne      

Co jest złego w związkach partnerskich?

Marcin Skubiszewski, 4 marca 2012

Związki partnerskie wielu ludziom kojarzą się z homoseksualizmem. Ale to skojarzenie tylko w małym stopniu odpowiada realiom: w tych krajach, w których związki partnerskie wprowadzono do porządku prawnego, są one w przytłaczającej większości przypadków zawierane między mężczyzną a kobietą. Na przykład według danych INSEE we Francji w roku 2010 (nie ma nowszych danych) związki homoseksualne stanowiły tylko 4,4% związków partnerskich, zwanych w tym kraju PACS (pacte civil de solidarité). Z tych samych danych wynika, że PACS jest we Francji obecnie zjawiskiem masowym: w roku 2010 we Francji liczba nowozawartych związków tego rodzaju była tylko o jedną piątą mniejsza, niż liczba nowych małżeństw.

Te dane pokazują, że związków partnerskich nie powinniśmy traktować jako "coś dla homoseksualistów" czy też jako "coś dla nielicznych dziwnych ludzi". Związki partnerskie zostały wprowadzone we Francji w roku 1999, a w roku 2010 były tam już zjawiskiem masowym. Możemy domniemywać, że jeśli zostaną wprowadzone do polskiego porządku prawnego, to z czasem także u nas staną się masowo stosowanym substytutem małżeństwa. Właśnie pod tym kątem pisany jest niniejszy tekst.

Trzy projekty ustawy o związkach partnerskich zostały niedawno przedstawione polskiemu Sejmowi. Projekty te zostały odrzucone, ale mimo to są w pełni aktualne: premier Tusk je popiera i jest w tej sprawie na tyle zdeterminowany, że sprawa zapewne niedługo wróci.

Projekty ustawy o związkach partnerskich niosą ze sobą dwa poważne problemy. Po pierwsze, promują niewierność. Po drugie, są napisane tak, aby sprostać wymogom mody. Naprawianie prawa, tak aby było ono bardziej sprawiedliwe, powinno być głównym motywem tych projektów, a nie jest, gdyż nie mamy mody na naprawianie złego prawa. Mamy jedynie modę na takie zmiany w prawie, które polepszą sytuację par niemałżeńskich.

Z tych dwóch przyczyn jestem zdecydowanym przeciwnikiem związków partnerskich, przynajmniej w tej formie, która jest obecnie proponowana.

Promowanie niewierności

Z projektów przedłożonych Sejmowi wynika, że związek partnerski będzie substytutem małżeństwa, który od tego ostatniego różnić się będzie na trzy sposoby: będzie dawać partnerom mniej praw; nie będzie zobowiązywać ich do wierności w czasie trwania związku; będzie łatwy do zerwania.

Prawa, których nie będą mieli partnerzy (kilka przykładów): Partnerzy nie będą mogli razem adoptować dziecka, taką możliwość będą mieli wyłącznie małżonkowie (wynika to ze wszystkich projektów, które złożono w Sejmie; podobnie jest w wielu innych krajach, chociaż są wyjątki). Według projektu posła PO Artura Dunina, partnerzy nie będą mogli opodatkować się wspólnie podatkiem dochodowym (wspólne opodatkowanie jest dopuszczalne w przypadku małżonków i często jest bardzo korzystne). Według tego samego projektu, partnerom nie będzie też przysługiwało zwolnienie od podatku od spadków i darowizn, które przysługuje małżonkom (ale partnerzy będą korzystać, w sprawach związanych z dziedziczeniem, z przywilejów, które daje małżonkom kodeks cywilny; chodzi tu o przywileje nie mające charakteru podatkowego).

Nieobowiązkowa wierność: W miejsce "wierności", której Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy (art. 23) wymaga od małżonków, projekt Dunina (art. 8) wymaga od partnerów "lojalności". Projekt nie precyzuje, na czym ta lojalność ma polegać. Identyczne rozwiązanie zawiera projekt Ryszarda Kalisza.

Kwestia wierności została dość ciekawie rozwiązana w projekcie Roberta Biedronia z maja 2012: obowiązek wierności nie będzie wynikał z ustawy, ale partnerzy będą mogli o nim decydować w drodze aktu notarialnego. Gdyby projekt Biedronia został uchwalony jako ustawa, to mogłyby pojawiać się akty notarialne zawierające np. takie sformułowania: "partnerzy są obowiązani do dochowania wierności, z wyjątkiem podróży służbowych i imprez integracyjnych".

Łatwość zerwania związku partnerskiego (porównanie z rozwodem): Rozwód pary małżeńskiej wymaga postępowania sądowego. Warunkiem rozwodu (również w przypadku, gdy małżonkowie zgodnie o niego proszą) jest stwierdzony przez sąd "zupełny i trwały rozkład pożycia" (art. 56 Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego). Jest to warunek konieczny, ale nie dostateczny: są też dwa inne warunki konieczne rozwodu. Po pierwsze, jeśli tylko jedno z małżonków jest winne "zupełnego i trwałego rozkładu pożycia", to rozwód wymaga zgody drugiego małżonka (tego, który jest bez winy). Po drugie, "rozwód nie jest dopuszczalny, jeżeli wskutek niego miałoby ucierpieć dobro wspólnych małoletnich dzieci małżonków albo jeżeli z innych względów orzeczenie rozwodu byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego".

Rozwiązywanie związku partnerskiego przebiega zupełnie inaczej. Jeśli oboje partnerzy chcą się rozstać, nie jest potrzebne żadne postępowanie sądowe, nie muszą też zostać spełnione żadne warunki. Wystarczy zgodne oświadczenie partnerów złożone w urzędzie stanu cywilnego. Wszystkie trzy projekty ustawy o związkach partnerskich są tu zgodne.

Jeśli natomiast tylko jedno z partnerów chce rozstania, to według projektów Biedronia i Kalisza obowiązuje sześciomiesięczny okres wypowiedzenia, ale żadne warunki nie muszą być spełnione, sprawa nie jest też rozpoznawana przez sąd. Natomiast według projektu Dunina, w tym wypadku konieczne jest postępowanie sądowe, ale sąd bada tylko, czy wspólne pożycie ustało przez okres trzech miesięcy. Ani dobro dzieci, ani zasady współżycia społecznego, ani nawet wina partnerów nie są tu brane pod uwagę. W sumie nie wiadomo, po co projekt Dunina angażuje w takie sprawy sąd, skoro związek partnerski powinien zostać zerwany nawet w przypadku, gdy wnioskuje o to człowiek, który porzucił partnera/partnerkę w sposób łajdacki (a więc w przypadku, w którym każdy rozsądny sędzia miałby ochotę oddalić wniosek o zerwanie związku).

Wszystkie trzy projekty stanowią, że były partner może żądać alimentów tylko za okres trzech lat po ustaniu związku partnerskiego. Tymczasem w przypadku rozwodu były małżonek może korzystać z alimentów bez ograniczeń czasowych (w niektórych przypadkach występuje ograniczenie do okresu pięcioletniego).

Tak więc obowiązek alimentacyjny w przypadku związku partnerskiego jest bardzo ograniczony.

Co z tego wynika: Jeśli podsumujemy opisane tu różnice między małżeństwem a związkiem partnerskim, ten ostatni ma same tylko wady w przypadku pary, która chce sobie dochować wierności. Ma same tylko wady, gdyż daje takiej parze mniej praw, niż małżeństwo.

Związek partnerski jest natomiast atrakcyjny dla tych, którzy wierności nie chcą. Zdradzanie partnera w czasie trwania związku jest co do zasady dozwolone. Porzucenie partnera jest ułatwione: nie trzeba spełniać żadnych warunków, żaden sąd nie bada, czy takie porzucenie nie jest "sprzeczne z zasadami współżycia społecznego" (czyli: czy nie jest łajdactwem). Obowiązek alimentacyjny wobec porzuconego partnera jest ograniczony.

Tak więc dla wszystkich tych, którzy mają wybór między małżeństwem a związkiem partnerskim (czyli dla tych, którzy nie są homoseksualistami), ustawa o związkach partnerskich — jeśli zostanie uchwalona na podstawie któregokolwiek z trzech projektów — będzie niosła tylko jedną korzyść: pozwoli zachować sobie możliwość zdradzania czy porzucania swoich życiowych partnerów.

Już dziś prawo dopuszcza niewierność: każdy, kto nie ma męża czy żony, może uprawiać seks z kim chce, może swobodnie porzucać swoich partnerów. Może przy tym łamać serca, unieszczęśliwiać kolejnych partnerów czy partnerki, mając pewność, że nie łamie prawa, że nikt go za to nie będzie mógł ciągać po sądach. Jest jednak duża różnica między tym, że ustawa nie przewiduje negatywnych konsekwencji za złe zachowanie (tak jest dziś), a istnieniem specjalnej ustawy skonstruowanej zgodnie z potrzebami ludzi niewiernych czy wiarołomnych. Pomysł, by nasz Parlament uchwalał ustawę tego rodzaju, wydaje mi się moralnie nie do przyjęcia.

Podążanie za modą zamiast naprawy prawa

Oto dwa przykłady niesprawiedliwych przepisów dotyczących przepływu pieniędzy w rodzinie. O tych przepisach nikt nie mówi, a o prawach związków partnerskich słyszymy bez przerwy.

Podatek od spadków i darowizn

W Polsce, podobnie jak w wielu krajach europejskich, wysokość podatku od spadków i darowizn zależy od pokrewieństwa między darczyńcą lub spadkodawcą, a tym, kto coś dostaje. Oto przykład.

Wyobraźmy sobie, że młody przedsiębiorca potrzebuje pieniędzy na rozwój biznesu i dostaje te pieniądze jako darowiznę od własnych rodziców. Od takiej darowizny przedsiębiorca nie zapłaci żadnego podatku, gdyż spadki i darowizny między rodzicami a dziećmi są całkowicie zwolnione od podatku (pod pewnymi, łatwymi do spełnienia warunkami).

A teraz wyobraźmy sobie, że nasz młody przedsiębiorca zginął tragicznie zanim rodzice zdążyli zrobić mu darowiznę. Wdowa po przedsiębiorcy kontynuuje jego działalność, rodzice zmarłego dają jej pieniądze pierwotnie przeznaczone dla syna. W tym wypadku darowizna zostanie opodatkowana stwką 7% (dla ścisłości: podatek jest progresywny, wszystko, co przekracza sumę 20 556 zł jest opodatkowane stawką 7%, darowizny poniżej tej sumy są opodatkowane łagodniej albo wcale).

Jeszcze inna sytuacja: nasz przedsiębiorca nie ma zamożnych rodziców, ale ktoś inny z rodziny chce dać mu pieniądze na rozwój biznesu. W tym wypadku darowizna zostanie opodatkowana stawką 13% lub 20% (stawka zależy od stopnia pokrewieństwa między darczyńcą a obdarowanym; tu także obowiązuje system progresywny, małe darowizny są opodatkowane niżej albo wcale).

Czy taki system podatkowy zawiera w sobie choć cień sprawiedliwości? Niewątpliwie nie. Nie da się w żaden sposób uzasadnić tego, że dziecko bogatych rodziców może dostawać od nich darowizny i spadek bez żadnego podatku, natomiast ten, kto urodził się mniej bogaty, ale za to może liczyć na pomoc osób innych, niż jego rodzice, musi od tej pomocy płacić podatek. Nie da się uzasadnić tego, że rodzice mogą bez płacenia podatku wspomóc finansowo syna, ale jeśli ten syn zmarł, to pomoc dla wdowy po nim jest opodatkowana.

W tej sytuacji powinna pojawić się dyskusja nad ujednoliceniem podatku od spadków i darowizn, tak aby wszyscy płacili na takich samych zasadach, a może nawet nad likwidacją tego podatku (ten ostatni pomysł jest bardziej realistyczny, niż by się wydawało, gdyż już dziś zdecydowana większość spadków i darowizn ma miejsce wśród najbliższej rodziny, która jest z podatku zwolniona).

Niestety, w tej sprawie nie rozwija się żadna dyskusja. Tego, że podatek od spadków i darowizn jest niesprawiedliwy, nikt publicznie nie zauważa. Mamy za to, przy okazji projektów dotyczących związków partnerskich, dyskusje na temat tego, jaką stawkę stosować do osób, które w takim związku pozostają. A więc: w ramach niesprawiedliwego systemu, który jednych dyskryminuje, a innym daje nieuzasadnione przywileje, dyskutujemy, czy partnerów należy raczej dyskryminować, czy raczej dawać im przywileje.

Ten problem nie jest czysto polski. Cytuję tu przykład Francji, ale w wielu krajach europejskich sytuacja jest podobna. We Francji podatek od spadków i darowizn między osobami niespokrewnionymi wynosi 60% (kwota zwolniona, to 1500 euro w przypadku spadku, a więc mniej niż w Polsce; w przypadku darowizny, nie ma żadnej w ogóle kwoty zwolnionej, podatek ze stawką 60% należy się nawet od malutkich darowizn). Tymczasem między rodzicami a dziećmi zwolnione z podaktu są spadki i darowizny do stu tysięcy euro, potem występuje progresja, stawki rosną od 5% do 45% (ta ostatnia stawka obowiązuje tylko multimilionerów). Między małżonkami spadki są zwolnione z podatku całkowicie, a darowizny częściowo.

Gdy we Francji wprowadzono PACS, dyskutowano, jakie przywileje dać partnerom i pod jakimi warunkami. Myśl, że w ogóle nie powinno się dawać przywilejów jakimś kategoriom ludzi i że przy okazji PACS-u można by podatek od spadków i darowizn uczynić mniej niesprawiedliwym, nawet nie pojawiła się w dyskusji. Zupełnie jak w Polsce dziś.

Podatek od rozwodu

W przypadku, gdy po rozwodzie jedno z byłych małżonków płaci drugiemu alimenty, alimenty te są opodatkowane podatkiem dochodowym (jest zwolnienie do wysokości 700 zł miesięcznie, alimenty ponad tę sumę są opodatkowane).

W pierwszym odruchu można by pomyśleć, że obłożenie alimentów PIT-em jest czymś normalnym, skoro istnieje ogólna zasada, zgodnie z którą wszelkie dochody są opodatkowane. Ale PIT od alimentów stanowi tak naprawdę podwójne opodatkowanie: alimenty, to pieniądze pochodzące z dochodów byłego małżonka, które już raz opodatkowano. Gdy drugi małżonek dostaje te pieniądze jako alimenty, musi je opodatkowac drugi raz.

Rozwodnik ma też inny problem: nie ma prawa opodatkować się wspólnie z byłą żoną. Tu znów można by pomyśleć, że to normalne: skoro ktoś już nie jest żonaty, to brak wspólnego opodatkowania z żoną można uznać za logiczny. Ale ta logika nie jest prawidłowa w typowej sytuacji, w której rozwodnik płaci alimenty: w tym przypadku jego dochody służą po części jemu, a po części jego byłej żonie. Mamy do czynienia z dochodami przeznaczonymi dla dwóch osób, a więc to, że wspólne opodatkowanie tych dochodów nie jest możliwe, stanowi niesprawiedliwość.

Przykład (można pominąć, jeśli ktoś nie chce wchodzić w szczegóły): Weźmy prosty przykład małżeństwa, w którym mąż pracuje i zarabia 10 000 zł miesięcznie, czyli 120 000 rocznie. Dla uproszczenia zakładamy, że nie ma dzieci, nie przysługują żadne ulgi podatkowe, a poza pensją męża małżeństwo nie ma żadnych dochodów (w szczególności: żona nie pracuje). Takie małżeństwo dysponuje kwotą wolną od podatku dochodowego w wysokości 6182 zł (3091 zł na osobę, są dwie osoby). Podatek od dochodów przekraczających te sumę zostanie zapłacony według stawki 18%, gdyż wyższa stawka, 32%, obowiązuje dopiero od dochodów wyższych, niż te uzyskiwane przez przykładowe małżeństwo (próg podatkowy wynosi tu 171 056 złotych: 85 528 złotych na osobę, są dwie osoby).

W sumie przykładowe małżeństwo zapłaci rocznie 20 487 złotych podatku.

A teraz wyobraźmy sobie, że małżeństwo się rozwiodło. Dochody pozostają takie same (mąż nadal zarabia 120 000 rocznie, żona nadal nic nie zarabia), sąd przyznał żonie od byłego męża alimenty w wysokości 3000 zł miesięcznie. Po rozwodzie wspólne opodatkowanie byłych małżonków nie jest dopuszczalne. W tej sytuacji mąż dysponuje kwotą wolną od podatku w wysokości 3091 zł. Próg, od którego jego dochody są opodatkowane stawką 32%, wynosi teraz 85 528 złotych rocznie — jego dochody przekracają ten próg, część z nich podlega więc podwyższonej stawce. W sumie były mąż zapłaci 25870 złotych podatku, o 5383 złote więcej, niż przed rozwodem.

Z 3000 złotych miesięcznie alimentów, które dostaje była żona, opodatkowaniu podlega suma 2300 zł miesięcznie, czyli 27 600 złotych rocznie. Z tego wolne od podatku jest 3091 zł, reszta podlega stawce 18%. Była żona zapłaci rocznie 4412 złotych podatku od alimentów.

W tym przypadku roczne opodatkowanie obojga byłych małżonków po rozwodzie jest o 9795 złotych wyższe, niż przed rozwodem. I to pomimo tego, że dochody pozostają takie same i są wykorzystywane tak samo: zarówno przed rozwodem, jak i po nim, dochody te służą obojgu małżonkom.

Koniec przykładu. Podsumowanie dla tych, którzy go nie czytali: para, w której żona nie pracuje, płaci po rozwodzie łącznie prawie o dziesięć tysięcy PIT-u więcej rocznie, niż ta sama para przed rozwodem.

Nic mi nie wiadomo o tym, aby ktokolwiek próbował zreformować system podatkowy, który tak mocno bije w rozwodników. Nic mi nie wiadomo o jakiejkolwiek poważnej publicznej dyskusji na ten temat. Natomiast idący za modą politycy pochylają się z wielką troską nad niesprawiedliwościami podatkowymi, które dotykają pary żyjące bez ślubu. Robią to w formie projektów ustaw o związkach partnerskich. A ja na to patrzę i w ogóle nie rozumiem, dlaczego system podatkowy powinien być sprawiedliwy dla homoseksualistów, powinien też być sprawiedliwy dla ludzi, którzy nie biorą ślubu, bo nie zamierzają być wierni, natomiast nie musi być sprawiedliwy dla rozwodników.

Inne kwestie

Projekty ustaw o związkach partnerskich zajmują się bardzo wieloma sprawami, które nie mają charakteru podatkowego. Tu omówię tylko dwie z tych spraw, te, które są obecnie najżywiej dyskutowane: zachowek oraz prawo do informacji medycznej.

Zachowek: Zachowek, to część majątku spadkodawcy, która musi przypaść danemu spadkobiercy (ewentualnie w formie ekwiwalentu pieniężnego), nawet jeśli spadkodawca tego nie chce, nawet jeśli testamentem lub darowizną przekazuje cały swój majątek komuś innemu.

Jeśli spadkodawca zostawia po sobie wdowę (wdowca) i/lub potomków, to te właśnie osoby mają prawo do zachowku. Zachowek wdowy i potomków obejmuje łącznie połowę majątku spadkodawcy.

Jeśli natomiast spadkodawca nie pozostawia po sobie ani wdowy, ani potomków, to zachowek przysługuje jego rodzicom i rodzeństwu: połowa majątku zostaje po śmierci przekazana tym właśnie osobom, choćby spadkodawca tego nie chciał. Oznacza to, że spadkodawca, który nie zostawia po sobie wdowy ani potomków, ale ma rodziców i/lub rodzeństwo, może swobodnie dać (w formie darowizny) lub zapisać w testamencie co najwyżej połowę swojego majątku. Może oddać co najwyżej połowę kochance, albo Kościołowi, albo fundacji Owsiaka, albo komukolwiek innemu. Druga połowa zostanie podzielona między jego rodziców i rodzeństwo w taki sposób, jaki przewiduje ustawa, bez brania pod uwagę woli spadkodawcy.

Zachowek dla rodziców i rodzeństwa jest często uważany za niesprawiedliwość w kontekście par niemałżeńskich. I rzeczywiście: wydaje się logiczne, że jeśli ktoś umiera bezdzietnie, to majątek przejmuje jego partner życiowy, a nie rodzice i rodzeństwo. Projekty ustawy o związkach partnerskich naprawiają tę sytuację dając (pod pewnymi warunkami) partnerowi w kwestiach spadkowych takie prawa, jakie miałaby wdowa (wdowiec). W takiej sytuacji zachowek dla rodziców i rodzeństwa spadkodawcy nie obowiązuje.

Niezależnie od tego, co sądzimy o związkach partnerskich, można by pomyśleć, że w tym punkcie projekty ustaw są słuszne, bo rozwiązują konkretny, poważny problem. Ale w gruncie rzeczy te projekty nie są dobrym prawem, gdyż rozwiązują problem tylko w jednym przypadku, zamiast rozwiązać go całościowo.

Człowiek, który umiera nie pozostawiając dzieci ani wdowy, może miec najróżniejsze zamiary co do swojego majątku. Może chcieć oddać go na taki czy inny cel. Może chcieć go zapisać swojej byłej żonie, z którą się rozwiódł, ale pod koniec życia bardzo tego żałuje. Może chcieć zapisać majątek dziecku, w którego wychowaniu w jakiś sposób brał udział, chociaż nie jest to jego dziecko.

Ustawa nie powinna decydować, w jakich sytuacjach spadkodawca ma obowiązek przekazać połowę majątku rodzicom i rodzeństwu, a w jakich ma prawo dysponować swoim majątkiem swobodnie. Dlatego jedynym sensownym rozwiązaniem problemu, jedynym rozwiązaniem, które by uczyniło nasze prawo lepszym, byłaby likwidacja zachowku na rzecz ordziców i rodzeństwa. A do tego nie jest potrzebne wprowadzanie związków partnerskich do naszego prawa.

Rozwiązanie zawarte w projektach dotyczących związków partnerskich jest niedobre, gdyż łączy się z arbitralnym ocenianiem sytuacji: wydziedziczyć rodziców i rodzeństwo na korzyść swojego partnera — to ustawa dopuszcza; natomiast wydziedziczyć ich na korzyść jakiegoś dziecka (nie własnego) lub na korzyść byłej żony — to pod rządami tych projektów pozostałoby niedopuszczalne.

Informacja medyczna: W kontekście związków partnerskich wiele mówi się o prawie do informacji medycznej i do podejmowania decyzji związanych z leczeniem (szczególnie w sytuacji, gdy osoba leczona jest nieprzytomna): kto ma prawo do otrzymywania takich informacji i do podejmowania takich decyzji?

Promotorom związków partnerskich chodzi o to, żeby partner miał to prawo.

Polskie prawo jest w tej sprawie słabo przestrzegane i nie do końca jasne. Posługuje się pojęciem "opiekuna faktycznego" — ale czy można wymagać od lekarza, żeby wiarygodnie ustalał, kto jest opiekunem faktycznym osoby, którą bez przytomności przywieziono do szpitala?

Prawo do informacji medycznej i do podejmowania decyzji w sprawie leczenia powinno zostać uregulowane w sposób jasny i realistyczny; lekarze powinni zostać przeszkoleni tak, aby prawidłowo i w sposób przewidywalny stosowali to prawo. Ale tu znów mamy do czynienia z kwestiami, która nie łączą się w żaden szczególny sposób ze związkami partnerskimi.

Homoseksualista, który chce, aby jego partner był uprawniony do podejmowania decyzji w jego sprawie, powinien mieć takie same prawa, jak na przykład osoba, która nie ufa swojemu małżonkowi i chce, aby zamiast małżonka zaufany przyjaciel podejmował decyzje. Sprawa wymaga rozwiązania, ale nie w ramach ustawy o zwiazkach partnerskich, tylko w sposób ogólniejszy, który rozwiąże problemy jak największej liczby ludzi, znajdujących się w rozmaitych sytuacjach.

Podsumowanie

Argumenty, które tu przedstawiłem, wskazują, że zamiast ustawy o związkach partnerskich, powinniśmy zrobić to, co sugeruje ostatnio prezydent Komorowski: wprowadzić szereg ustaw czyszczących to, co w naszym prawie jest złe (niesprawiedliwe, nielogiczne lub po prostu niejasne). Takie oczyszczenie prawa będzie korzystne dla wielu osób, w tym dla par niemałżeńskich.

Istnieją jednak pewne kwestie, które są ściśle związane ze wspólnym życiem. Takie kwestie łatwiej jest uregulować ustawowo w oparciu o pojęcie związku (małżeńskiego lub partnerskiego), niż w inny sposób. Na przykład prawo do dziedziczenia najmu mieszkania po małżonku/partnerze, prawo do wspólnego rozliczania podatku dochodowego przez małżonków, prawo do ubezpieczenia społecznego dla małżonka/partnera pracownika.

Ze względu na te kwestie, dobrze byłoby wprowadzić odpowiednią formę umowy, związku czy deklaracji wspólnego życia dla par homoseksualnych. Ale tylko dla nich i tylko dlatego, że takie pary nie mają prawa do małżeństwa. Dla reszty z nas, niech małżeństwo pozostanie jedyną prawnie uznaną formą związku.

Pisząc to, staję przeciwko większości. Według niedawnego sondażu (cytowanego przez Katolicką Agencję Informacyjną, a także przez Gazetę Wyborczą) 85% Polaków akceptuje heteroseksualne związki partnerskie, za to 60% sprzeciwia się partnerskim związkom homoseksualnym. Tak więc teza, którą tu stawiam (należy wprowadzić do naszego prawa jakąś formę związków partnerskich, ale tylko dla homoseksualistów), jest przeciwna poglądom większości Polaków. Nie przeszkadza mi to, gdyż nie mam ambicji do tego, by iść za modą.


  Tweet   Blogi Polityczne      

Kontakt do autora: mm@skubi.net

Czy chcesz, aby ten blog się rozwijał? Jeśli tak, to proszę Cię o pomoc: poinformuj o nim znajomych. Możesz wspomnieć o całym blogu albo o konkretnym artykule. Blog nazywa się skubi.net — to się da zapamiętać.

Kolejne teksty: Aby dostawać powiadomienia o nowych tekstach, możesz

  • wysłać maila (nawet pustego) do notify@skubi.net (Twój adres pozostanie wyłącznie do wiadomości redaktora serwisu, wyłącznie w celu powiadamiania o nowych tekstach)
  • albo, jeśli wolisz, używać RSS RSS lub Twittera .

Przedruki tego tekstu: Zapraszam do robienia przedruków, zarówno na papierze jak w internecie. Proszę, aby w przedruku widniało nazwisko autora i proszę o informację o przedruku (mailem albo na forum).